czwartek, 31 lipca 2014

Rozdział I



* Jeśli przeczytałaś/eś proszę zostaw po sobie pamiątkę :)

Rose pov's

- Nie opuszczaj mnie, dobrze? -odetchnął zaledwie słyszalnie.
- Dobrze. -odszepnęłam.
- Obiecujesz?- przyłożył swoje czoło do mojego i głęboko spojrzał mi oczy.
- Obiecuję -spojrzałam w górę na niego.
- Jesteś dla mnie wszystkim. Nie mogę cię stracić - pocałował mnie w usta. 

Uciekam do miejsca, w którym wszystko się zaczęło. Ta sama rzeka, ta sama kładka, tylko już inna ja.
Zamykam powieki pozwalając swoim łzą swobodnie wypłynąć na wierzch.
Nie chcę ich hamować. Wrócił. Po cholernych pięciu latach, i to nie sam.
Z narzeczoną.
Co musi się stać bym w końcu zrozumiała że nigdy go nie obchodziłam?
Byłam jedynie jego zabawką. Młoda, naiwna. To uczucie, o które walczyłam z całym światem okazało się stertą kłamstw, nic nie znaczących słów, i obietnic.
Zostawił mnie, wiedząc że bez niego nic nie będzię już takie samo. Był wszystkim czego potrzebowałam, - był moim powietrzem. Odchodząc zabrał mi je, a ja musiałam nauczyć się oddychać na nowo.
Codziennie powtarzam, że zdołałam zapomnieć. Czuję się oszukana bo wcale tak nie jest. Nie jestem w stanie tego zrobić. Moje uczucie do niego było zbyt czyste i niewinne. I takie chcę je pamiętać. Mimo tego co się stało.. mimo tego ogromnego bólu jaki w sobie noszę.

Nie wiem kiedy, zrobiło się ciemno. Wyjęłam telefon z torebki, w celu sprawdzenia godziny. Kilka nieodebranych połączeń od James' a.
- Do diaska. -pisnęłam.
Spojrzałam jeszcze raz na wyświetlacz, który wskazywał że od kwadransu powinnam być na swojej zmianie w kawiarni.
- Mam przechlapane. -myślę ruszając pośpiesznie w przeciwnym kierunku.

-Tak bardzo Cię przepraszam. -mówię szybko, ściągając swój płaszcz. Jak bardzo jest zły? Szukam wzrokiem James' a, który z lekkim uśmiechem na twarzy przygląda mi się z drugiego końca pokoju.
- Wyglądam jakbym się gniewał? - pyta marszcząc lekko brwi, udając złość.
-Wiesz...chyba coś mi nie wychodzi. -dodaje, a ja nie powstrzymuje się od śmiechu.
- Jesteś najlepszy James. Naprawdę to się więcej nie powtórzy. - odpowiadam a między czasie chwytam fartuszek w kolorze bladego różu obowiązując go sobie w pasie.
- I tak wiemy Rose, że chodź byś się nie wiem jak starała, to nie wyjdzie. -podchodzi w moją stronę, zabierając swoją torbę leżącą przy moich stopach, która już po chwili zwisa na jego umięśnionym ramieniu.
-To może w końcu uda mi się zaprosić Ciebie na obiad? -pyta z nadzieją w głosie.
Naprawdę lubię tego chłopaka. Jest tylko jeden problem. Nie chcę robić mu złudnych nadziei. Widząc jak próbuje zdobyć się na jakąkolwiek odpowiedź, wyprzedza mnie w działaniach.
- Zaczekam na Ciebie Rose, tyle ile będzie trzeba. -dodaję, lekko muskając mój policzek powoli się oddalając. -Na razie. -krzyczę, gdy drzwi się zamykają.

-Rose, jesteś w końcu. -dociera do mnie głos pani Bennet, która między innymi zaczynała wieczorną zmianę wraz ze mną. Lubiłam ją, przypominała mi bardzo moją babcię.
- Chodź tu prędko kochanie. Idź proszę i przyjmij zamówienie od loży. - wskazała ruchem głowy, na miejsce przy samej ścianie, przy której siedziała tyłem odwrócona do nas obściskująca się para. Uśmiechnęłam się do niej promienie, chwytając zeszycik i długopis w dłonie.

Mijałam kolejno stoliki, zbliżając się do celu. Będąc tuż przy nich, dobiegł mnie tak dobrze kiedyś mi znany śmiech, który rozbrzmiewał radośnie wokół. Na moment, jak gdyby za dotknięciem magicznej różdżki, słyszałam tylko jego głos. Na moment wszystko zamarło.
To był głos mojego Harry'ego. Jego barwa była znacznie głębsza i chrypowatą niż pamiętam. Siedział odwrócony do mnie plecami, jednak nie przeszkadzało to w stwierdzeniu, że jest niesamowicie umięśniony. Włosy ciemne, nieco dłuższe lekko pokręcone wystawały z czarnego kapelusza zdobiącego jego głowę. Mój wzrok szybko przeniósł się w stronę blondynki, która bawiła się skrawkiem koszuli swojego towarzysza. Nachyliła się bardziej, w jego stronę. Wiedziałam, że chciała go pocałować, jednak coś jej przeszkodziło. Dokładnie to byłam ja, stojąca jak kłoda, wpatrująca się w nich jak w obrazek. Dziewczyna odchrząkneła znacząco. Zgromiła mnie piorunującym spojrzeniem poprawiając swoje włosy, lekko się przy tym od niego odsuwając. Zrobiłam krok w ich stronę, stojąc teraz bokiem.

-Witam w Night-town cafe, czy mogę przyjąć od państwa zamówienie. - mówię i czuję jak mój głos niekontrolowanie drży.
Czuję na sobie spojrzenie obojga. Podnoszę lekko głowę, czekając na odpowiedź z ich strony. Zerkam tylko w zielone oczy, które wpatrują się we mnie, pozbawiając mnie tchu. Lekko otwieram usta, by złapać powietrze. Suchość, jaka mnie dopada jest niezwykle przytłaczająca. Nerwowo przygryzam wargę. Robię to zawsze gdy czuje się niekomfortowo. A ta sytuacja jak najbardziej taka jest.
-Kochanie, zapomniałeś już co chciałam? -przerywa tą głuchą ciszę, blondynka nerwowo stukając paznokciami o blat.
- Tak pamiętam.  - dodaję, wciąż na mnie patrząc.
-W takim razie, zamów resztę a ja idę udoskonalić makijaż. -wstaje poprawiając swoją obcisłą czerwoną sukienkę, kierując się w stronę łazienki.

Między nami panuje cisza. Rysuję nieznane wzory na skrawku papieru, byle by tylko już na niego nie patrzeć.
-Czy wie pan, co chcę już zamówić? -ponawiam pytanie, patrząc gdzieś w tłum.
- Rose. -słyszę jak wymawia moje imię po tak długim czasie. Nie słyszałam tego od tak dawna. Mówił to z taką czułością, lekkością. Mogłabym śmiało stwierdzić, że teraz brzmi to jeszcze bardziej seksowniej niż kiedyś. Karcę się w myślach, za to o czym myślę.
 On dla mnie nie istnieje, nie istnieje. Jest mi obcy, stał się nim w momencie gdy zniknął z mojego życia bez żadnych wyjaśnień. -powtarzam, w duchu modląc się bym nie okazała jaka jestem słaba. Niespodziewanie lekko muska moje knycia a ja zamieram.
Natychmiast strącam jego palce. Jeszcze chwilę później czuję ciepło jego dłoni na skórze.

- Rose, proszę spójrz na mnie do cholery. -mówi niemal błagalnie.
- Nie masz prawa mnie o nic prosić. - syczę gniewnie, chowając zeszyt i długopis do kieszonki w fartuszku. -Postaraj się tym razem już na zawsze zniknąć z mojego życia , a nie na pieprzone pięć lat Styles. -dodaję, obdarowując go spojrzeniem pełnym chłodu i odwracam się napięcie w kierunku wyjścia dla personelu, nie patrząc wstecz.



Miłego wieczoru kochani .xx

Prolog


* Jeśli przeczytałaś/eś pozostaw po sobie pamiątkę :)



Retrospekcja


- Zaw­sze będziesz mo­ja..  – mówi przyciskając mnie do swojej klatki piersiowej, splatając nasze dłonie.
- A jeśli kiedyś zap­ragnę być z kimś innym? -pytam zerkając na jego.  Wiedziałam, że tak się nigdy nie stanie. Nie dopuszczałam tej myśli do siebie. Ale chciałam znać jego odpowiedź.
- Jeśli nap­rawdę będziesz te­go chciała, poz­wolę Ci odejść,ale zaw­sze będę o To­bie
pa­miętał.. Jeżeli mam Cię od­dać to tyl­ko w ręce lep­sze niż moje Rose.. –dodał po czym złożył delikaty pocałunek na moich wargach.

Nie chciałam tego. Nie chciałam by pozwolił mi kiedykolwiek odejść.  Nie chciałam by on odchodził…
 Mieliśmy dopiero  po szesnaście lat a ja wiedziałam, że chcę być z nim już na zawsze. Odkąd pamiętam byliśmy jak dwa magnesy, obracane w rączkach małego dziecka. Na przemian się odpychały i przyciągały. Tak, oboje nie mogliśmy bez siebie żyć.


Nie wiedziałam tylko jak bardzo się pomyliłam.


Pięć lat później


Odnajdywałam się w twoim spojrzeniu i czułam się zakochana. Przy tobie byłam mniej słaba.
Ale wszystko było kłamstwem . Odszedłeś z mojego życia . Wciąż żyję wspomnieniem o Tobie, ono sprawia mi ból, gdy o tobie myślę. Jestem smutna, ale trzymam się chociaż o mnie zapomniałeś. Wiem, że wcześniej czy później zrozumiesz, jak cię kochałam.
Nikt nie wie, co ma aż w końcu… to straci.


Słyszę jak drzwi zatrzaskują się z hukiem. 
– Rose?! Rose?!- krzyczy dobrze znany mi głos.
- Już idę. –odpowiadam pośpiesznie. Zamykam zeszyt i odkładam go na stolik. Schodzę po schodach, na których tuż na samym dole siedzi moja przyjaciółka Lola.
Siadam koło niej, lekko zaniepokojona.
-Co się stało? – pytam. Widzę ,że unika mojego wzroku. To nie wróży nic dobrego. Znam ją zbyt dobrze. Coś się musiało stać, tylko co?
- Lola? – przeciągam ostatnią literę,  machając jej dłonią tuż przed twarzą, cicho chichocząc.
- On wrócił. – mówi po chwili milczenia, patrząc na mnie smutnym wzrokiem.  Jestem skołowana jej słowami.  
- Kto taki? –pytam, chodź przeczuwam o kogo chodzi.
- Harry. – mówi ledwie słyszalnie. Jego imię, równie ciężko przechodziło jej przez gardło.  Wiedziała jak bardzo przeżyłam, gdy odszedł. Nikt wtedy nie chciał powiedzieć mi co się z nim stało. Podobno musiał wyjechać.  Zakończył wszytko. Bez żadnego słowa. Zniknął.
A ja zniknęłam razem z nim.
- Nie obchodzi, mnie to Lola. – mówię, powstrzymując łzy. Wstaję ze schodka, chwytając brązowy płaszcz, leżący na komodzie.
- Jest coś jeszcze. – mówi zanim zdołam wyjść trzaskając drzwiami. 
– Wrócił ze swoją narzeczoną Rose. Oni… za miesiąc biorą ślub.