*Jeśli czytasz zostaw po sobie komentarz. Z góry bardzo dziękuję. :)
Nie mów krzykiem ... szeptem wyrazisz więcej.
Zegar
wybija dziewiątą. Ostatni goście opuszczają kawiarnie, dziękując jeszcze raz
przy wyjściu. Uśmiecham się do nich lekko, zamykając za nimi drzwi. Gaszę światło,
udając się powoli na zaplecze. Ściągam powoli fartuszek i odkładam go dokładnie
w to samo miejsce co zawsze. Chwytam w dłoń, płaszcz nie zakładając go nawet na
siebie.
- Rose,
czy wszystko dobrze? Byłaś dziś taka.. nieobecna? – słyszę panią Bennet, która
wychodzi z łazienki gotowa również do wyjścia.
- Tak.
–odpowiadam chodź wiem że to kłamstwo. – Po prostu jestem trochę przemęczona.
–mówię. Uczelnia
do tego jeszcze kawiarnia, czasami myślę że zbyt dużo na siebie biorę.
– to
akurat się zgadza. Chcę jeszcze dodać, że główny powód mojego stanu pojawił się
po pięciu latach, lecz gryzę się w język zanim te słowa opuszczają moje usta.
- W
porządku. – odpowiada. – Jeśli będziesz kiedyś potrzebowała pomocy wiedz, że
zawsze cię wysłucham moja mała. Mam już swoje lata, ale znam się trochę na tym.
– wskazuję na miejsce po lewej stronie. Wypuszczam ciężko powietrze,
zastanawiając się czy naprawdę widać, że moje serce jest aż w tak złym stanie.
- Zmykaj,
już i uważaj na siebie. – dodaję pośpiesznie, popychając mnie lekko w stronę
wyjścia.
-
Obiecuję, będę. – mówię szybko, zarzucając niedbale na siebie płaszcz.
Chłodne
powietrze daję o sobie znać, w momencie gdy jestem już na zewnątrz.
Jesień
przyszła bardzo wcześnie tego roku. Z drzew opadają liście, tak delikatnie, tak
niewinnie. Zatrzymuję się będąc w połowie drogi do domu, próbując chodź na
chwilę zapomnieć o dzisiejszym dniu. Wpatruję się w piękny księżyc, który
nieśmiało wyłania się właśnie spod chmur.
-Kiedyś
lubiliśmy patrzeć tak na niego aż nie zniknął. Pamiętasz? –słyszę tuż za mną.
Próbuję uspokoić swój oddech, który w mgnieniu oka stał się nierówny. Wiem aż
za dobrze, do kogo należy ten głos.Jak mogłam nie zauważyć, jak ktoś za mną
idzie? Jak mogłam nie zauważyć jego? Wiem, że będę tego żałować, ale odwracam
się w kierunku bruneta.
I już
wiem, że popełniam błąd. Ma na sobie długi czarny płaszcz, i tego samego koloru
buty. Na głowie nie ma już kapelusza. Na jego miejscu, jest niechlujnie
zawiązana bandama.
Przyglądam
mu się, jeszcze przez chwilę. On również wpatruję się we mnie, świdrującym
spojrzeniem.
- Po co to
robisz?- pytam zrezygnowana.
- Chciałem
porozmawiać. – odpowiada, spuszczając wzrok.
-
Porozmawiać. –powtarzam cicho, tuż za nim. Nie wydaję Ci się, że jest już na to
za późno?
- Mówią,
że lepiej późno niż wcale. – słyszę jak cicho się śmieje.
- Śmieszy
Cię to? –pytam wytrącona z równowagi, jego dziecinnym zachowaniem.
- Nie. –
odpowiada niemal natychmiast. – Ja po prostu.. – jego głos drży.
- Wiesz co
Harry. – mówię obojętnym tonem, i cofam się do tyłu.
- Nie chcę
tego słuchać.. Nie chcę Ciebie słuchać. Nie chcę Ciebie widzieć. Nie chcę o
Tobie słyszeć. Nie chcę… - odwracam się próbując wymazać sobie jego postać z
głowy.
- Rosie.– szepczę,
i wybiega przede mnie zagradzając mi dalszą drogę.
- Nie mów
tak do mnie. Zwłaszcza ty. – fukam zła.
- Kiedyś
Ci to nie przeszkadzało. – wypomina.
- Kiedyś wszystko
było inne. Ale to ty to zakończyłeś. – dodaję, z lekko drżącym głosem. Czuję,
jak stąpa po cienkim lodzie. Nie wiem ile jeszcze wytrzymam.
- Nie wiesz
wszystkiego. – mówi i widzę jak jego mięśnie się napinają.
- Ach tak?
Nie wiem. – syczę. Masz rację. Nie wiem wszystkiego, a dokładniej nie
wiedziałam dopóki tego sobie nie uświadomiłam. – czuję gromadzące się łzy pod
powiekami.
- Powiedz
jakie to uczucie, zostawić osobę, która walczyła o was z całym tym gównianym
światem.? Jak można było mówić te wszystkie„ kocham cię „ wiedząc, że to tak
naprawdę były nic nie znaczące słowa? Jak można było skończyć to co było
podobno dla Ciebie jedynym powodem do
życia? No mów. Jak? –krzyczę, cała roztrzęsiona. Nie wiem kiedy, czuję jak moja
twarz jest cała mokra od łez, a ja trzęsę się nie zimna, lecz z bólu.
Mijają
sekundy, może minuty a ja nie dostaję odpowiedzi. Nabieram odwagi i patrzę
prosto w oczy, które również są mokre od łez.
- Tak
właśnie myślałam. – dodaję, ocierając mokry policzek. - Zostaw mnie, proszę.
Odejdź, to umiesz robić najlepiej. – kpię z tego.
- Kurwa
Rose !- krzyczy, a ja przestraszona jego nagłym wybuchem odsuwam się do tyłu.
Myślisz, że mi też było łatwo? Nie miałem wyboru, Rose. – mówi nieco spokojniej,
ale równie donośnie.
- Nie
miałeś wyboru? Przestań pieprzyć Styles. Byłeś tchórzem, znikając bez słowa. I
nadal nim jesteś. – na te słowa, podchodzi do mnie i łapię za ramiona. Sykam
delikatnie gdy czuję, że jego uścisk jest zbyt mocny, a jutro będę miała tego
nieodwracalny dowód.
- Kochałem
Cię, kurwa. Tak bardzo Cię kochałem Rose. – szepczę mi do ucha, a ja czuję, na
przekór sobie, że mówi prawdę.
- Puść
mnie.
- Nie.
- Puść. –jęczę
niemal błagalnie.
- Pocałuj
mnie. –mówi, a moje ciało całkowicie poddaje się jego dotykowi. Jakby czekało
na niego od dawna.
- Nie. –
mówię, chodź wiem że to może się nie powtórzyć. Przypominam sobie o jego
narzeczonej i niemal natychmiast wracam na ziemię.
- Nie chcesz,
czy nie możesz? – jego delikatna barwa, pieści moje ucho.
-
Przestań, słyszysz? Przestań mnie ranić.
- Nie chcę
tego robić Rosie. –znów używa zdrobnienia, którego kiedyś mogłam słuchać z jego
ust niemal codziennie.
- Więc
odejdź. Weź ten cholerny ślub i odejdź.
- Już
wiesz? –pyta wyraźnie zaskoczony.
Nie
odpowiadam, a on wie że tak.
- Naprawdę
tego chcesz? – patrzy prosto w moje oczy, próbując wyczytać z nich odpowiedź.
- Tak. I nie zbliżaj się do mnie już nigdy
więcej.
Zapomnij,
że Rose Swan kiedykolwiek istniała. Nie powinieneś mieć z tym problemu, robiłeś
to świetnie przez pięć lat. – odpowiadam
ledwo słyszalnie, pali mnie w gardle, ale kłamię, kłamię mu w żywe oczy. Kogo próbuję
oszukać? Nie chcę tego. Nie chcę by odchodził. Cholera.
Zamykam
oczy, czując jak kolejne łzy, nieuchronnie próbują wydostać się na
powierzchnię.
Między
nami panuję cisza. Cisza pełna bólu, i niewyjaśnionych spraw.
Wszystko
zostało powiedziane. Tak mi się przynajmniej wydawało. Odwracam się pewna, że
to już koniec. Jestem w błędzie. Oh jak bardzo się mylę. To dzieje się zbyt
szybko nie umiem nad tym zapanować. Całuję mnie ale nie tak
jak tego bym chciała. Ten pocałunek różni się od wszystkich innych,
które pamiętam. Jest gorzki, pełen nienawiści niczym śmiertelny jad. Nie
zwracam nawet uwagi na zachmurzone niebo, które nie wiem kiedy zaczęło tak
rozpaczliwie płakać. Po chwili odchodzi zostawiając mnie w strugach
deszczu z obolałym i zdezorientowanym sercem.
***
Hej skarby :)
Bardzo dziękuję za 7 komentarzy pod poprzednim rozdziałem. Nie myślałam, że ktokolwiek będzie czytał moje wypociny, a z tego co widzę to spodobała się wam historia Rose i Harry'ego. Do dopiero początek oczywiście. :)
Mam prośbę. Malutką.
Proszę Was, komentujcie nawet ten najmniejszy wpis motywuję do dalszej pracy.
To na razie tyle kochani <3
Pozdrawiam Pati .xx
<33
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział! x @blueberryloveme
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział ! Jeszcze ta końcówka w ogóle centralnie mnie rozwaliła ! <33 Czekam na kolejny :D
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały! ♥
OdpowiedzUsuńA końcówka normalnie niesamowita... ♥
Do następnego! ♥♥♥
O mój boże, zajebisty dawaj szybko kolejny bo nie wytrzymam!!!!!! plisssss
OdpowiedzUsuńHej. Na początku chciałam Ci bardzo podziękować za komentarz u mnie. Jest to dla mnie ogromna motywacja, dla Ciebie pewnie też, dlatego nie zamierzam być Ci dłużna.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam całość i przyznam Ci szczerze, że już teraz nie mogę się doczekać dalszego ciągu. To dopiero początek a wciągnęłam się w treść niesamowicie!
Bardzo szkoda mi Rose. Niewątpliwie cierpi przez utratę ukochanego i mimo upływu pięciu lat nadal za nim tęskni. Harry był dla niej wielkim oparciem i kimś naprawdę ważnym. Wydawałoby się, że ona dla niego też skoro twierdził, że nie potrafiłby bez niej żyć i tak czule ją traktował. Ciekawa jestem tylko dlaczego tak nagle, bez słowa, po prostu ją opuścił i dlaczego do cholery nie wytłumaczył jej tego, gdy w końcu postanowił się z nią spotkać. Chyba to jej się należało.
Ich pierwsze spotkanie po tak długim czasie było nie zbyt fajne biorąc pod uwagę Rose. To na pewno nic miłego i przyjemnego zobaczyć miłość swojego życia z inną kobietą klejącą się do niego zawzięcie. On też był zaskoczony, ale nie rozumiem go… Nie rozumiem po co chciał by go pocałowała, po co za nią szedł, skoro i tak nie powiedział jej nic na temat swojego odejścia.
Wydaje mi się, że jeszcze nie raz się spotkają, choć szkoda mi Rose. I tak już dużo się nacierpiała.
Ok, zmykam. Myślę, że będę tu często zaglądać. :)
Aha, tylko mam jeszcze taką delikatną uwagę, mam nadzieję, że Cię tym nie urażę. Zwracaj większą uwagę na zapisy dialogów, w niektórych miejscach nie ma myślników, albo są przeniesione linijkę niżej i można się pomylić i uznać je jako opis. Występują też drobne błędy i literówki.
Ale najważniejsza jest treść. Moim zdaniem masz talent. :) Historia jest bardzo ciekawa!
http://nothing-happens-by-chance-flyaway.blogspot.com/
miłego dnia. :)
Czekam na ciąg dalszy Jestem strasznie ciekawa:
OdpowiedzUsuńCzy się pogodzą?
Jak dobrą wymówkę ma Harry?
Co się stanie z tym plastikiem którą ma poślubić Harry?
Czy Harry zrozumie swój błąd?
Czy Rose da mu drugą szansę?
Co będzie z Jamesem?
No i kiedy dodasz następny rozdział?
Oby szybko <3
Cholera, czekam na następny!
OdpowiedzUsuńTo takie świetne rozpłakałam się
OdpowiedzUsuń